Listopad doręczony do rąk własnych. Rozpoczynamy przegląd tygodnia. Proszę zapiąć pasy, zrobić herbatę i cieszyć się podróżą.

Czytaj pozostałe felietony
Obserwuj nas także tutaj:

To był jeden z tych tygodni, gdzie nie dzieje się wiele, poza tym jednym wielkim wydarzeniem.

Tym razem mowa oczywiście o 1 listopada, kiedy to cała Polska zatrzymuje się na dłuższą chwilę. Głównie w korkach przy cmentarzach.

Do środy właściwie działo się niewiele, jedną z atrakcji niespodziewanych jak właśnie pobudka przed wschodem słońca z poniedziałku na wtorek był alarm pożarowy w naszym zduńskowolskim kompleksie basenów Zduńska Woda. Razem ze strażakami zerwali się mieszkańcy centrum miasta, na całe szczęście (albo ku niezadowoleniu tych, co wstawać nie musieli) alarm okazał się fałszywy. To czym można się pocieszać to fakt, że w razie gdyby coś się jednak działo, strażacy wody będą mieli pod dostatkiem.

Po bardzo spokojnym Halloween, przyszedł czas na Wszystkich Świętych.

Zauważyłem w tym roku dwie rzeczy.

Po pierwsze, cmentarne pokazy mody wcale z tej mody nie wyszły. W przeciwieństwie do wielu futer, które z szaf wychodzą chyba wyłącznie na tę okazję raz w roku. Po drugie, inflacja sięgnęła nawet cmentarzy. Na pewno pamiętacie wieczorne spacery na zduńskowolskich nekropoliach. Z daleka było już widać świetlistą łunę nad nimi, a spacerując pomiędzy pomnikami było można odnieść wrażenie, że w dzień jest niewiele jaśniej. W tym roku… Wyglądało to tak, jakby ktoś zapomniał zapalić latarnie na cmentarzach. Latarnie, których nigdy tam nie było. Owszem – zniczy było nadal sporo. Ale znacznie mniej, niż zwykło się przy tej okazji widywać.

Takie widać mamy czasy, że nawet na cmentarzach oszczędzamy na oświetleniu.

Chociaż, z drugiej strony, udało się też pobić rekord zbiórki podczas kwesty na ratowanie nagrobków. Zbierali po raz jedenasty, a przez dwa dni uzbierali niemal dwadzieścia tysięcy złotych. Brawo, Zduńskowolanie!

Piątek upłynął kulturalnie i spokojnie. Kiedy już zrobiło się ciemno, w Ratuszu było słychać Planety. Poetycko, ale niedaleko od prawdy. Wszystko w związku z premierą nowej książki “Njord” Joanny Gajewczyk.

Po wszystkim pogoda wczuła się w klimat – iście skandynawsko wiało i padało w nocy z piątku na sobotę, na szczęście bez głośniejszych incydentów.

Niedziela to dla wielu koniec długiego weekendu. W tym roku bardzo długiego, jeśli ktoś się odpowiednio postarał. Jeśli więc planujecie skądś lub dokądś wracać wieczorem, miejcie najlepiej oczy dookoła głowy.

Musicie mi wybaczyć długość tego felietonu. Nie chcę na siłę opisywać tego, co (nie) działo się wokół środy… a i o tym święcie myślę że napisałem dość. Zmarłym zostawmy już wieczny odpoczynek i niech mają od nas trochę spokoju. 

Wkraczamy w ten czas, gdzie świąteczne melodie będą nam towarzyszyć na każdym kroku… Więc jeśli nie przepadacie za “Last Christmas”, to życzę Wam szczerze, żebyście te święta jednak polubili… Inaczej uratują Was chyba tylko słuchawki z własną playlistą w uszach.

Zatem, moi drodzy – kawy i herbaty w dłoń, wznieśmy toast za nowy miesiąc! Na zdrowie!

Redakcja przypomina: opublikowane teksty prezentują wyłącznie poglądy ich Autorek i Autorów, nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Tak samo jak opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.

Obserwuj nas: